niedziela, 21 września 2014

Tak daleko tak blisko

Znowu jeżdżę przez całe miasto. Z Grochowa do Łomianek. Tramwaj, metro, autobus. W autobusie czytam na głos Hobbita. Niby moim dzieciom, ale tak naprawdę wszystkim współpasażerom. I starsza pani z torbami zakupów i młody chłopak z plecaczkiem słuchają jak Bilbo próbuje przechytrzyć Smoka, Krasnoludy i samego siebie. Właściwie mogłabym mieć taką pracę: czytanie w środkach komunikacji miejskiej.
Jeżdżę tak daleko do szkoły. Ja, która zawsze powtarzałam, że szkoła powinna być blisko domu. Ale ta szkoła powoduje, że niektórzy przenoszą się, by mieć bliżej do niej. Ja na razie czasami w niej nocuję. Ku uciesze i zgryzocie mego męża. Uciesze, bo ma z głowy zajmowanie się dziećmi i może włóczyć się po mieście albo śpiewać piosenki. Zgryzocie, bo tęskni za nami.
W tej szkole dzieci robią co chcą. Budują szałasy, grają w piłę, wspinają się na drzewa i płoty, oglądają filmy, czytają książki, rysują, malują, szyją, piszą, tworzą domki z kartonu, grają w planszówki, erpegi i na kompach, robią lemoniadę i sprzedają ją kolegom, muzykują i śpiewają, bawią się w chowanego, kroją warzywa, gotują obiad. Snują się i nudzą. Rozmawiają ze sobą i z dorosłymi. Kłócą się i złoszczą. Śmieją się i płaczą. I z każdą sprawą mogą przyjść do dorosłych i poprosić o pomoc. Bardzo dużo rozmawiamy z nimi i ze sobą o emocjach, o tym co robić, kiedy mnie ktoś wkurza, kiedy ja chcę jednego a on czegoś przeciwnego. Jak się dogadać? Jak się usłyszeć?
Jak zadbać o siebie, o ciebie, o nas?